Zacznij doceniać to co masz, bo świat zmusi cię byś doceniał to co miałeś.
Polecam słuchać Evolution - Krysiz ♫
✿✿✿
Niniejszym informuję, iż będę tu pisać rzadko, ale nie porzucę bloga. Dlatego osoby, które chcą czytać, nie muszą się martwić, skończę go.
✿✿✿
Opowiadanie "Nie z tego świata" nie jest moim całkowitym i samoistnym dziełem. Tworzę go według filmu "Predators"!
W poście mogą znajdować się przekleństwa (ocenzurowane), bądź potocyzmy (bez cenzury).
✿✿✿
Obudziłam się
jakby w zupełnie innej rzeczywistości. Czyżby to był sen? A może nie… Spadałam…
Spadałam i nie mogłam na to nic poradzić. Wyglądało to, jakby ktoś wyrzucił
mnie z samolotu, gdy spałam. Zaczęłam panikować, szarpać się i próbować
otworzyć spadochron. Nie udawało mi się. Coraz bardziej popadałam w panikę.
Coraz bardziej zbliżałam się do ziemi. Nie wiedziałam co zrobić. Ale nagle w
jednym momencie poczułam nieco ulgi. Szarpnęło mną i spadochron się otworzył.
Niestety nieco za późno, przez to nie miałam miękkiego lądowania. Uderzyłam w
ziemie. Znowu straciłam przytomność na jakiś czas.
Ocknęłam się…
Wszystko mnie bolało. Wstałam jednak i rozejrzałam się. Nie wiedziałam
zupełnie, gdzie się znajduję. Było cicho. Znajdowałam się w jakimś lesie. Było
zielono, a drzewa praktycznie stykały się koronami. W jednym momencie
usłyszałam świst. Obróciłam się i zauważyłam, jak ktoś z impetem uderza w
ziemię. Po chwili zaczął się podnosić. Wstał i skierował w moją stronę broń.
Byłam zdezorientowana, ale krzyknęłam, aby się uspokoił. Nie zamierzał. Widać
było, że chciał walczyć. Jednak w jednej sekundzie tuż pomiędzy nas spadło
ciało człowieka. Był martwy. Najwidoczniej nie otworzył się mu spadochron. Nie
miał wystarczającej ilości szczęścia. Spojrzeliśmy oboje. Już zamierzałam
ruszyć w jedną stronę, lecz ktoś począł strzelać. Natychmiast upadłam na
ziemię, aby uchronić się od strzałów. Zaraz potem koło mnie leżał chłopak,
który wcześniej we mnie mierzył. Ruszyłam naprzód, skradając się tak, że
napastnik mnie nie zauważył. W jednym momencie skończyła się mu amunicja i
musiał przeładować pistolet. Miałam szansę. Podeszłam i przyłożyłam broń do jego
głowy mówiąc, aby przestał, bo strzela nie do tych osób, do których trzeba.
- Strzelasz
nie do tych, co trzeba – powiedziałam.
- Skąd mam
wiedzieć? – zapytał.
- Inaczej bym
z tobą nie rozmawiała – odparła.
- Więc do kogo
mam strzelać? – po chwili ciszy. – Jestem Choji. – W tym momencie doszedł do
nas trzeci, z którym miałam do czynienia już wcześniej. Po sekundzie zapytałam,
co pamiętają.
- Wojnę. Byłem
w Czeczenii. Rozbłysło światło, a potem… Obudziłem się w locie – odparł
domniemany Choji.
- Byłem w Baham.
Zobaczyłem światło i tyle – odpowiedział drugi. Zaczęliśmy się rozglądać i
zastanawiać, gdzie jesteśmy.
- Może on wie?
– zapytałam. Cała nasza trójka spojrzała za siebie. Nieopodal przykucał
czerwono włosy chłopak, z bronią snajperską, skierowaną w naszą stronę.
- Cholera… -
rzekł gość, którego imienia nie poznałam.
- Opuścisz
broń? – zapytałam. Pokręcił przecząco głową.
- W życiu nie
widziałem takiej dżungli, a byłem w wielu – rzekł.
- Może to
Azja? – zapytał Choji. Przekręciła głową. – Albo Afryka? – również przekręciła
głową.
- Za gorąco na
tę porę roku i krajobraz jest inny. Może to Amazonia? Widziałem inne
spadochrony – rzekł.
- Gdzie? –
zapytałam.
- A co? - spytał. Przeszłam nieco do przodu.
Przyjrzałam mu się uważnie.
- Chcę się
dowiedzieć, kto mnie wyrzucił z samolotu – odrzekłam. Machnął głową w stronę
prawdopodobnie wschodnią. Skinęłam głową, podniosłam nieco broń i ruszyłam. Dwa
pacany poszły za mną. Chłopak uważnie się przyglądał, po czym bez słowa ruszył
z tyłu, za całą grupą. Przedzieraliśmy się przez tą roślinność. Nawiasem
mówiąc, nienawidzę zielska. Nawet nie zauważyliśmy. Za nami, gdzieś w dali
wyłoniła się sylwetka. Nie wiedziałam, kim jest ta osoba, jednak się nie
ujawniła. Ruszyła za naszym śladem. Wdepnęła w jakieś bagno, przez co zdjęła
buty. Pewnie, aby nie zostawiać śladów czy nie wydawać dźwięków. W sumie… Sama
nie wiem, co to miało na celu…
Przedzieraliśmy
się przez ten busz, drzewa, między lianami, próbując się chronić przed
robactwem. Między nami panowała przez cały czas cisza. Słychać tylko było
odgłosy leśne. W końcu czerwono - włosy przemówił.
- Pamiętasz
samolot? – zapytał mnie.
- Ocknęłam
się, spadając – odpowiedziałam. – A ty? – dodałam po chwili.
- Tak samo –
odparł dobitnie. Szliśmy dalej. W końcu zapytałam. – Służysz w Izraelskim
wojsku?
- Tak. Ty też?
- Eh…
Niezupełnie…
Bili się.
Walka rozgorzała. Obaj byli już nieco zmasakrowani, ale żaden nie chciał się
poddać.
- Ty
sukin*ynu!!
Zadawał
ciosy brzuch, ponieważ nie miał zbyt szerokiego grona możliwości, albowiem
drugi go trzymał za głowę. W końcu się podniósł i uderzył drugiego w twarz.
Tamten chwycił go za łeb i uderzył o swój. Po chwili zmienili pozycje tak, że
ten, który był na dole, teraz znajdował się na górze. Obdarowywał mocno ciosami
w twarz swojego przeciwnika, trzymając jego głowę, aby nie mógł uciec od
uderzenia. W pewnym momencie złapał go za rękę i wygiął ją. Drugi chwycił za
drewniany kij, jednak nie zdążył go użyć, gdyż zauważył nas.
- Jesteście
z nim?! – wrzasnął.
- Nie –
powiedziałam. W tym momencie zrzucili się wzajemnie. Staliśmy w gotowości,
przyglądając się tym dwóm ofiarom losu.
- To
spieprzajcie stąd – rzekł jeden, gdy stanął na równe nogi.
- Jedziemy
na jednym wózku – oznajmiłam im.
- Dobra
szefie – odparł. – Święte słowa – po tym oświadczeniu, drugi złapał go za fraki
i powiedział coś w stylu „skończę to, co zacząłem”. Odepchnęli się jednak.
Chwilę patrzyli na siebie z bojowym nastroju i z zaciętością oraz nienawiścią i
wściekłością w oczach, jednak po chwili zwrócili spojrzenie w naszym kierunku. –
W kupie raźniej, co?
- Powiedzmy
– powiedziałam.
- Może
weźmiemy tego kolesia z drzewa? – zapytał.
- Ratunku!!
Kur*a! Pomocy!! – darł japę, dyndając na drzewie do góry nogami. Wisiał w
kiepskim miejscu, bo pod nim znajdowała się woda.
Podeszliśmy
niepewnie. Dokładnie wszystko analizując.
- Hello!
Zawisłem na drzewie!
- Zamknij
mordę – powiedział jeden z gości, którzy się bili.
- Oh dzięki
bogu – odrzekł wiszący typ, wiercąc się.
- Złamiesz
gałąź – stwierdziłam.
Podeszliśmy
do brzegu, patrząc i obserwując sytuację. Jeden z nas zapytał, czy ma się czym
odciąć. Frajer, oczywiście nie miał. Zaproponowałam, żeby wziąć linę. Czerwono
- włosy nie czekał i strzelił w gałąź. Pękła i wisielec spadł wprost, do wody. Darł
mordę, że nie umie pływać. Co za ciota… Po chwili zorientował się, że woda nie
jest głęboka i sięga mu ledwo do pasa.
- Kim
jesteś? – zapytał gość od bójki.
- Lekarzem.
Jechałem do pracy. Czy ktoś mi powie, co jest grane, do cholery?
Szliśmy
dalej. Nie było wyjścia. Nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy, jak się znaleźliśmy
i co mamy robić w tej oto dziczy. Szłam mniej więcej po środku. Czułam, że
jakiś frajer z tyłu się na mnie gapi. W końcu nie wytrzymałam i się
zatrzymałam. Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego. Oczywiście tą osobą była
ciota z bójki.
- Masz
boską dupcię – powiedział zboczeniec. Odwróciłam się i ruszyłam dalej. Nie ma
co rozmawiać z idiotami.
- Patrzcie
– powiedział typ, który szedł na końcu. Zauważaliśmy gościa. Stał jak
nieruchomy i na coś patrzył. Podeszliśmy do niego.
- Co to za
koleś? – zapytał ktoś. Mamy tu samych geniuszy. Podeszliśmy do niego i
zaczęliśmy również patrzeć tam, gdzie on.
- Co to ma
być? – zapytał któryś. Przyglądaliśmy się dziwnemu, niby trójkątnemu czemuś
wbitemu w ziemię i porośniętym roślinnością wszelakiej masy. Z bliska było
widać jakieś białe niby znaki. Wisiały tam głowy… A niżej jakby zdarta skóra…
- Kto to
zrobił? – zapytał ktoś.
- Na pewno
zbiera trofea – odparł któryś z chłopaków. – W mojej kulturze trofea zapewniają
wojownikowi szacunek.
- Świetnie
– rzekł sarkastycznie zboczeniec i ciota w jednej osobie.
- To próba…
Sprawdzają naszą odporność
na stres – powiedział któryś.
- Nie wszyscy jesteśmy żołnierzami. Nie
znamy się. Dali nam broń – odparłam. – Chodzi o coś innego – dorzuciłam.
- Może o okup? W Tichuanie porywamy
ludzi, wsadzamy ich do beczki z benzyną. Jak nie dostajemy okupu, to po prostu
podpalamy beczkę – rzekł któryś.
- Nie raz mi się obiło o uszy, że robią
eksperymenty na skazanych. Dosypują czegoś do jedzenia i patrzą, co się dzieje
– wymyślił skazaniec.
- Gdyby podali nam psychotropy,
wystąpiłyby efekty uboczne, obniżenie sprawności, niewyraźne widzenie. A może
to eksperyment psychologiczny? Bezsensu – odparła ciota z drzewa.
- A jeśli umarliśmy? – rzekł ten, który
bił się z tym ciołkiem.
Nastała cisza. Wszyscy przełknęli ślinę
i przyglądali się sobie. Nikt nic nie mówił. Nie wiedzieliśmy co…
- Czekałem na egzekucję… – przerwał
skazaniec.
- Ja walczyłem – powiedział któryś.
- Ja też – poparł jeden gość z bójki.
- To piekło – wystrzelił ktoś.
- Do piekła nie strącają na spadochronie
– odparł czerwono włosy przystojniak. – Nie ważne, co się stało. Pytanie, jak
się stąd wydostać? – Powiedział, co miał powiedzieć, podniósł broń, oparł o
ramie i ruszył z dumą przed siebie.
- Dokąd idziesz? – spytałam niepewnie.
- Gdzieś wyżej – rzekł, idąc i nie
odwracając się nawet.
- Trzymajmy się razem – wypaliłam.
Natychmiast się odwrócił i spojrzał lodowatym spojrzeniem, zupełnie takim,
jakby chciał mnie zabić. Aż mnie przeszyły dreszcze, jednak nie pokazałam tego
po sobie.
- Chodźcie ze mną – odparł i poszedł,
mając w dupie czy pójdziemy, czy też i nie. Popatrzyliśmy niepewnie po sobie.
Chłopak szedł na przedzie, był ostrożny, rozglądał się ciągle. Ruszyliśmy za
nim w sznurku, niczym jakaś delegacja. Drzewa były ogromne. Wszędzie zielono,
dzicz… A mimo to nie widać zwierząt, bardzo dziwne. Dopiero po jakimś czasie
przy pewnej roślinie pojawiły się jakieś drobne owady. Zauważył go Chojii.
Próbował nawet dotknąć.
- Nie radzę – powiedział pan od drzewa.
Wyjął w tym czasie z kieszeni jakiś pokrowiec, z którego po chwili wyciągnął
coś a’la skalpel. Włożył go do kwiatka, który powoli zaczął się zazębiać. Po
jakiś 2 sekundach go wyjął. Na ostrzu widać było jakąś wstrętną maź. –
Archeofructus Leonigensis, niezwykle trujący. Delikatne zadrapanie kończy się
paraliżem.
- Dzięki, odwdzięczę się –odrzekł puszysty.
Spoglądałam na to wszystko spode łba. Coś tu mi nie grało, jednak nie
zamierzałam się odzywać. Spojrzał na mnie niepewnie. Zmroziłam go spojrzeniem i
się odezwałam.
- Masz kumpla.
Ruszyliśmy dalej. Wydaje mi się, że
wszyscy byli zmęczeni. Szliśmy już spory kawał czasu bez wytchnienia.
- Musimy odpocząć – powiedziałam za
wszystkich czerwonowłosemu.
- Odpoczywajcie – rzekł.
- Też by ci się to przydało –
powiedziałam. Chłopak cały czas szedł na przedzie. W ogóle nie zatrzymywał się. –
Jak masz na imię?
- Chcesz bawić się w drużynową, twoja
sprawa. Możecie ze mną iść, ale ja się w to nie bawię, działam sam – powiedział
i ruszył.
- Chcesz coś zobaczyć? – zapytałam.
Ciekawe :] To dobrze, że nie opuszczasz tego bloga, bo świetnie piszesz. Blog jest inny niż pozostałe, oryginalny. Pozdrawiam, dodaję do linków i czekam na następną!
OdpowiedzUsuńTyle w tym tajemniczości o zgrozo, ale fajnie mi się czytało, na dodatek mnie ono wciągneło ^^. No to czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńNa początku napiszę, że przeboski soundtrack!
OdpowiedzUsuńA teraz fabuła:
O zgrozo! Co to ma być? Dzicz, grupa ludzi, pale... ? Tyle tajemnic, tak mało odpowiedzi... Przypadkowi ludzie w jakimś tajemniczym, cholernym buszu. Co to za sadysta?
Uh.
A, ten czerwonowłosy przystojniak to Gaara, nie? xD
Pozdrawiam, z niecierpliwością czekam na drugą część.
P.S. A co z tamtym opowiadaniem o wojsku?
Wszystko w swoim czasie się wyjaśni. To opowiadanie jak najbardziej nawiązuje do tamtego, a w jaki sposób? To się okażę po zakończeniu tej serii i kontynuacji normalnych rozdziałów ;)
UsuńA więc zacieram rączki i czekam :P
UsuńNo ładnie:)Piekło?:D ciekawe masz skojarzenia;p Bardzo tajemniczo napisane i to mi się bardzo podoba:*
OdpowiedzUsuńDzięki za info o nn, ale słowo zacznę nadrabiać zaległości jak tylko sesja mi się skoczy w ten weekend po 27 :3
OdpowiedzUsuńHej jako, że wcześniej nie czytałam tego opowiadania, to zabieram się za nie od początku!!
OdpowiedzUsuńOkey, że nie chce mi się zostawiać komentarza pod każdym rozdziałem, napisze tu jeden do wszystkich dotychczasowych :D
OdpowiedzUsuńProlog jest dosyć nawet wciągający w przemyślenia.
Co do pierwszego rozdziału:
Ja wchodzę do gry!!! Jeżeli to piekło bylło by w stylu Hellsing'a to bym rozważyła czy się z nimi nie zabrać ^^ mhamm ((o))) - mina Tobi'ego :D
Rozdział 2: ta ucieczka mi się najpierw skojarzyła ze sceną z No.6 jak łapali ludzi z poza miasta. *o* łoż kur** świecę! Świecę jak Luffy po ujrzeniu lasera! Ale zarąbisty rozdział!! "Now, let's go out!"
Co do rozdziału 3 Sakura się zapaliła!!! Ale jak wygląda grupa zaawansowana? Czy to jacyś "Niezniszczalni" Same koksy jak Rambo? -::- <-- mina Pain'a
hym... Rozdział 4 łoooo zaczął się jak małe piekło na ziemi, a raczej jego przedsionek. Ale ja wymęczyło, brakowało tylko by się na koniec porzygała... ten rozdział był chyba najdłuższy jak dotąd.
Oke teraz 5 rozdział!
Wojna zbliża ludzi, a nie chciała wytwarzać z nimi jakichkolwiek więzi. Ale z kim oni tak właściwie walczą? Yahaaa! Co się stało? Lecem do szóstego rozdziału!!!
Tak więc rozdział 6
... oł to one szot?
W takim razie, co do tego rozdziału "Nie z tego świata" (swojego czasu maniaczyłam Supernatural więc mam zaciesz na takie tytuły).
wow czyżby każdy służył w innej armii? A nie, znalazł się i lekarz.
co zobaczyć, co zobaczyć?! Awwwrr dlaczego w takim momencie?! I ten czerwonowłosy to Gaara? Jego charakter <3 Bum bum, bum bum
Nadrobiłam zaległości !!
PS: nie ma potrzeby cenzurować słów ^^
Niezwykły rozdział. Wciągnął mnie bez końca. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Daj mi o nim znać. Proszę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Więc to spam ale zapraszam :3
OdpowiedzUsuńkonohagakuenden.blogspot.com zapraszam
na noc XII