środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 2


           Nande?
Polecam słuchać Ana Johnsson - "We are" 




       Obudziłam się po jakimś czasie. Widziałam tylko zamazany obraz. Słyszałam szumy. W końcu doszłam do siebie. 
- Co się stało? - pytałam. 
- Zabrali ich... Zabrali nam ich... Sakura, rozumiesz to? Uciekamy... Nie mamy wyjścia - odrzekła moja mama. 
                                        Wiedziałam, że tak może być... To był koniec tego, co było piękne i idealne. Świat stracił barwy. Stał się szary. Teraz nie liczyło się nic więcej. Trzeba było uciekać. Jednak piekło miało się dopiero zacząć. Miał rację…. Jednak… Czym jest piekło? Czy ono istnieje? Warto w to wierzyć? Niektórzy oddają całe życie Bogu. Ale skąd mają pewność, że istnieje? Ta… Wiara… Wierzyłam i co? Dokąd mnie ta wiara doprowadziła?
                                    Widziałam coś, czego nie zapomnę… Ludzie uciekający w chaotyczny sposób. Przepychający się jeden przez drugiego. Każdy chce uciec i żyć. Ale czy warto poświęcać kogoś? Wtedy odpowiedziałabym, że nie, a teraz? Jak jest teraz?
                                W tamtym momencie coś we mnie pękło. Wszystko, co było warte czegokolwiek wypłynęło ze mnie.
                                       Sama już nie wiem co się działo. Wszystko toczyło się w takim szybkim tempie, że już nie wiem. Moja matka zniknęła gdzieś w tłumie. Ludzie się przepychali i uciekali w różne strony. Przecież… Kto nie chce żyć? Sama nie wiem co mam teraz robić. Uciekać?Dokąd? Sama? Najwidoczniej mam niezłego pecha w życiu.  Nagle coś wybuchło. Zaczęłam uciekać, sama nie wiedząc dokąd. Co za ironia. Może lepiej by było, gdybym zginęła w tamtym momencie? Albo nie uciekała?
                                    Uciekałam. Najwidoczniej skręciłam raz nie tam, gdzie powinnam. Jedna zła decyzja zaważyła na moim życiu. Mijałam w pośpiechu brudne, obskurne, obdrapane uliczki. Sama nie wiedziałam co mam robić. Biegłam. W pewnym momencie poczułam, że ktoś za mną biegnie, śledzi mnie. Miałam spore szczęście, że umiałam się nieco obronić. Od dziecka ojciec uczył mnie sztuk samoobrony, walki wręcz, przy pomocy narzędzi itp. Był agentem wywiadu. Pracował dla naszego wspaniałego kraju. To było jeszcze przed tym, nim Danzō został przywódcą. To przez niego spokój został zakłócony. Wszystko jest jego winą. Po wybraniu Shimury na Hokage ojciec zrezygnował ze stanowiska. Tamten mu tego nie wybaczył, gdyż otou-san był jednym z najlepszych i najbardziej lojalnych członków ANBU i wioski. A ten pseudo przywódca wioski należał do podłych osób, które musiały dość do celu za wszelką cenę, nawet po trupach, nie ważne było nic innego, liczyło się dla niego tylko i wyłącznie zwycięstwo.
Biegłam. Skręciłam w kolejną uliczkę. Błąd. Odcięta droga ucieczki… Cholera… Nie miałam jak się stamtąd wydostać. Nie miałam wyjścia. Musiałam walczyć. Po niedługim czasie ujrzałam zamaskowane postacie.
- No proszę… Ktoś tu się zgubił i nie ma jak uciec… Biedactwo – zakpił jeden. Było ich tylko trzech. Mogło być gorzej.
- Posłuchaj. Pobawimy się troszeczkę, a potem bezboleśnie pozbawimy cię życia. Taki mamy układ, co ty na to? – zapytał drugi.
- Wiecie… A ja mam inną propozycję. Wy dacie mispokój, zanim ja porachuję wam kości – powiedziałam pewna siebie.




 "... Już nigdy nie zobaczy blasku słońca, nie poczuje dotyku wiatru..."



               Nieźle się zdenerwowali. Zaczęła się walka. Trochę to nie było fair, bo nie miałam broni. Unikałam ciosów, czekając na odpowiedni moment., aby wydać kontrę. W jednym momencie jeden z nich dał mi broń. Powiedział, że nie lubi walki nie fair play. Był honorowy przynajmniej. Tak więc miałam dwóch przecinków. Tamten nie chciał się mieszać. No nie powiem, że byli łatwi, ale nie mogłam się poddać. Najpierw pokonałam jednego. Obezwładniłam go kilkoma ciosami. Padł jako pierwszy. Był z nich chyba najsłabszy. Ustawiłam się w odpowiedniej pozycji. Obie ręce na klindze miecza, a on sam przede mną. Nogi rozstawione, nieco pochylona postawa. Chodziliśmy w koło. W końcu zaatakował. Kilka ataków, kontra, potem się odsunęliśmy od siebie. Znowu atak. Miecze wypadły nam z rąk. Teraz walka toczyła się na pięści. Kopniak, atak i uderzenie w brzuch. Obrót i uderzenie z wykopem. Następnie spojrzał na mnie z wielką wściekłością i natarł z całą siłą i szybkością. Już miałam mu zadać ostateczny cios, kiedy poczułam uderzenie.
A jednak się myliłam… Nie byłeś taki honorowy… Ale za to przebiegły...
Zobaczyłam ciemność przed oczami. Poczułam twarde podłoże i „przepraszam” wypowiedziane głucho z ust mojego oprawcy.


„Sam Archanioł usiadł nad moim losem i... płakał widząc moje błędy...”


             Czy ktoś jest w stanie powiedzieć mi…. Dlaczego tak się stało, a nie inaczej? Dlaczego moje życie zostało tak diametralnie zmienione? Dlaczego musiałam to wszystko przeżyć, żeby coś w końcu zrozumieć? Dlaczego…? Nikt nie jest w stanie mi pomóc, nikt nie jest w stanie nic zrozumieć. Doskonale wiem, że przez swoje czyny wszystko zniszczyłam. Rodzina nie traktowała mnie już tak, jak kiedyś. Ojciec uważał, że nie szkolił mnie po to, abym zabijała na zlecenie. Chcieli… Aby było inaczej… Ale co inaczej? To, co działo się później… Jest tylko i wyłącznie moją winą… To ja spaprałam sobie swoje życie. Nie da się już cofnąć moich czynów i win… Skończę tak, jak większość ludzi… W piekle… Ale… Powiedz mi Boże… Dlaczego mi nie pomogłeś? Dlaczego straciłam wiarę w Ciebie? Matko… Ojcze… Przepraszam… I was moja rodzino… Chciałabym… Ale nie mogę.. Nie potrafię...




A to preludium tylko - moment wyczekania.



                                                                         

Jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Zobaczymy co się dalej przytrafi naszej bohaterce. Pozdrawiam.

1 komentarz: